„Bardzo wyraźnie rysuje się poważny kryzys finansów publicznych w przyszłym roku” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl analityk gospodarczy Janusz Szewczak. W jego ocenie ten kryzy zostanie spowodowany nie tylko „szokującym” deficytem budżetu, ale także gwałtownym wzrostem kosztów obsługi długu publicznego, kłopotami spółek Skarbu Państwa, spadkiem konsumpcji i rosnącymi kosztami energii. Rząd nie ma już także pieniędzy na to, aby utrzymać zamrożenie cen energii. „Należałoby poszukać między 6 – 8 mld zł dodatkowych środków” - ocenia były członek zarządu PKN Orlen.
Według „Raportu o inflacji” Narodowego Banku Polskiego inflacja po odmrożeniu cen energii ma wzrosnąć w 2025 r. do 5,6 proc. w skali całego roku. Niestety w pierwszym kwartale przyszłego roku ma skoczyć nawet do 6,6 proc.
Pamiętajmy, że to są jednak pewne projekcje. Inflacja może dalej rosnąć znacząco, a kluczowa jest tu oczywiście kwestia cen energii, paliw, kosztów utrzymania mieszkania i żywności. To wszystko niestety drożeje. Może się okazać, że ten poziom inflacji będzie znacząco wyższy i to w granicach 6,5 proc. - 7 proc., czyli znacznie powyżej dopuszczalnego wskaźnika. To będzie oznaczało, że stopy procentowe NBP będą nadal na wysokim poziomie, czyli nie zostaną obniżone
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Janusz Szewczak.
Rząd pozbawił się dochodów
W ocenie ekonomisty rząd koalicji Donalda Tuska zafundował wszystkim kryzys finansów publicznych, który odbije odbije się na zwykłych obywatelach.
Na to wszystko może się nałożyć rosnący deficyt budżetu państwa i rosnące koszty obsługi długu publicznego, a ten zwiększa się znacząco. Z punktu widzenia utrzymania polskich rodzin, to jest mieszanka piorunująca. Wyższy deficyt i dług publiczny, to mniej pieniędzy w budżecie państwa i poważne kłopoty z realizacją wydatków państwa. Bardzo wyraźnie rysuje się poważny kryzys finansów publicznych w przyszłym roku. Nie ma bowiem już pieniędzy, które szerokim strumieniem płynęły ze spółek Skarbu Państwa do budżetu. Mniej dochodów, słabszy eksport, mniejsza konsumpcja, wyższa inflacja. Można powiedzieć, że to jest piorunująca mieszanka, ręcz wybuchowa. Będące jednymi z głównych dostarczycieli dochodów budżetowych spółki Skarbu Państwa szorują po dnie. Tymczasem koalicja 13 grudnia prowadzi polowania na czarownice, a jej fachowcy zajmują się głównie audytami i zemstą na poprzednikach rezygnując z inwestycji
— ocenia analityk gospodarczy.
Spodziewane kłopoty finansów publicznych oznaczają, że na wszystko zacznie brakować pieniędzy. Dotyczy to zwłaszcza takich dużych pozycji w budżecie, jak służba zdrowia czy oświata. Deficyt na ten rok jest szokujący i ma wynieść 240 mld zł, a przyszłoroczny to 290 mld zł. Niewykluczone jednak, że będzie jeszcze większy i przekroczy 300 mld zł. Najbardziej niebezpieczne jest jednak to, że mamy znaczący wzrost kosztów obsługi naszego długu publicznego. To są już wzrosty rzędu kilkudziesięciu procent. Polskie 10-letnie obligacje są już poziomie 6 proc., a za chwilę sięgną 7 i 8 proc. To są ogromne kwoty idące w dziesiątki miliardów złotych więcej, jeśli chodzi o obsługę tego długu. Żeby zrealizować te zobowiązania trzeba mieć poważne dochody budżetowe wpływające z podatków od firm, spółek Skarbu Państwa. Tymczasem mamy czarną rozpacza i przemożną chęć zemsty
— mówi były członek zarządu PKN Orlen.
Szewczak nie ma wątpliwości, że prognozy tempa wzrostu PKB polskiej gospodarki trzeba będzie weryfikować.
Te dość optymistyczne warianty wzrostu PKB w przyszłych latach będą znacząco słabły. Jednym z powodów jest słabnąca gospodarka niemiecka. Faktycznie mamy już do czynienia z poważnym kryzysem gospodarczym i finansowym, który negatywnie odbije się na polskim eksporcie. Polskie firmy będą mniej eksportować, czyli mniej zarabiać. To odbije się znacząco negatywnie na wpływach trafiających do budżetu z podatków
— stwierdza ekonomista. W jego ocenie Polacy już dziś borykają się z poważnymi kłopotami finansowymi.
Polacy bardzo obawiają się przyszłości i wszyscy zaciskają pasa. Wszystkie optymistyczne sondaże mówiące o dobrym samopoczuciu Polaków, są właściwie nic nie warte. Przestajemy być konkurencyjni i przestajemy zarabiać
— konstatuje były poseł PiS.
Co jednak byłoby, gdyby rząd zdecydował się na utrzymanie zamrożenia cen energii?
Gdyby tak jak przebąkują w koalicji rządzącej zamrozić ceny energii tylko do wyborów prezydenckich, to należałoby poszukać między 6 – 8 mld zł dodatkowych środków. Tymczasem rząd nie ma skąd wziąć tych środków, bo nie da się ich zabrać Orlenowi. Koncern nie jest w stanie pomóc tak, jak zrobił to w poprzednim roku, kiedy przeznaczył na utrzymanie zamrożonych cen energii ponad 14 mld zł. Dziś tych pieniędzy po prostu nie ma
— podsumowuje Janusz Szewczak.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/712577-szewczak-polacy-obawiaja-sie-przyszlosci-i-zaciskaja-pasa