Prezydent Andrzej Duda włączył się aktywnie w tworzenie przepisów „tarczy antykryzysowej” i zaproponował, by wszyscy samozatrudnieni i mikroprzedsiębiorcy zostali zwolnieni z płacenia składek na ZUS przez trzy miesiące, jeśli ich przychody spadły w marcu o więcej niż 50 proc. w stosunku do lutego. Jest to rozwiązanie idące w dobrym kierunku, ale – moim zdaniem – niewystarczające, bo – jak zwykle - „diabeł tkwi w szczegółach”. A one, niestety, powodują, że propozycja prezydenta pozostawia część osób, których dotyczy, bez pomocy państwa.
Ten „szczegół”, w którym siedzi „diabeł”, to zapis, że spadek przychodów powinien dotyczyć marca w stosunku do lutego. A co z tymi, którzy realny spadek, i to większy niż 50-procentowy, odczują dopiero w kwietniu?
Wyjaśnię to na własnym przykładzie. Pracuję na zasadzie samozatrudnienia (jednoosobowa agencja dziennikarska), współpracując z różnymi partnerami. Zajmuję się nie tylko pisaniem do prasy czy realizacją innych drobniejszych zleceń, ale także większymi projektami (książki), w których przychód jest większy, ale i czas przygotowania o wiele dłuższy.
Luty był dla mnie pod względem przychodu bardzo słaby – dopinałem właśnie duży projekt, który miał mi przynieść spore przychody w kolejnych miesiącach, byłem tymi pracami zajęty na tyle mocno, że nie miałem zbyt wiele czasu na realizację mniejszych zleceń. Na przełomie lutego i marca ten projekt ruszył i przez pierwsze dwa tygodnie bardzo ładnie się rozwijał, tak więc dwa tygodnie (nawet niecałe) marca przyniosły mi przychód o wiele wyższy niż cały luty,
„Tąpnięcie” nastąpiło ok. 13 marca. Musiałem zrezygnować z kilku już umówionych dużych spotkań w parafiach (bo w takiej formie promuję moje książki), przez co nie zarobiłem – lekko licząc – kilku tysięcy złotych. Tylko w ciągu półtora tygodnia. Nie odwołaliśmy tych spotkań, ale przenieśliśmy je na normalny czas. Tylko kiedy on nastąpi, jeden Pan Bóg raczy wiedzieć.
Ale nie w tym rzecz. Sytuacja jest taka, że dopóki sytuacja epidemiczna się nie zmieni, zostałem pozbawiony nie 50, a – jak szacuję – 80 proc. możliwości zarobku. Od tegoż 13 marca. Ale nie spełniam kryteriów zwolnienia z płacenia składek ZUS, bo tak się pechowo złożyło, że marzec (mimo iż chodzi właściwie o niespełna połowę tego miesiąca) w porównaniu z lutym wygląda nieźle. A ja już boję się myśleć, co będzie w kwietniu.
Ale nie chodzi o narzekanie, bo to jałowe zajęcie. Ten przykład pokazuje jednak, że na razie nie przemyślano wszystkich przypadków, które mogą się wydarzyć. Dlatego mam propozycję dla prezydenta i rządu, dopóki rozwiązania tarczy antykryzysowej są jeszcze w trakcie opracowywania. Niech – słuszny skądinąd – mechanizm zwalniania samozatrudnionych i mikroprzedsiębiorców ze składek ZUS na – według planów – najbliższe trzy miesiące, będzie bardziej elastyczny i niech przewiduje możliwość dołączenia do niego w kolejnych miesiącach tych, którzy katastrofalny spadek przychodów odczuli nie w marcu, lecz później (nie wiem, czy takie rozwiązanie jest rozważane, bo media na ten temat nie mówią, dlatego zdecydowałem się podnieść ten problem). Jeżeli „tąpnięcie” nastąpi w kwietniu, niech zainteresowani zostaną zwolnieni począwszy od składki za ten miesiąc, którą mają płacić w maju.
I tak – krocząco – aż do ustania pandemii. Oby się to stało jak najszybciej…
Jaromir Kwiatkowski, dziennikarz z Rzeszowa
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/492745-a-moze-kroczacy-system-zwalniania-ze-skladek-zus