Czy dochodzi w tej sprawie do pomieszania dwóch różnych, nazwijmy to, wartości? Ekolodzy i obrońcy zwierząt mówią głównie o pewnych wartościach humanitarnych, z kolei branża chroni się argumentami ekonomicznymi. Da się to pogodzić?
To oczywiste. Nie mówiłbym jednak o humanitaryzmie w kontekście zwierząt. Ta narracja, narzucona przez tak zwanych ekologów, jest niebezpieczna, choć zdążyła się zakorzenić w świadomości wielu, zbyt wielu ludzi. Nie popełniajmy błędów Niemiec, gdzie po latach obudzono się w sytuacji, w której Zieloni, dbający o zwierzęta, jednocześnie walczą o legalizację pedofilii. Ja mówię o właściwym, dobrym traktowaniu zwierząt. Paradoksalnie cele ekologów i hodowców są tu w wielu punktach styczne, choć sami ekolodzy nie chcą tego widzieć. Rolnikom także zależy na właściwym poziomie prowadzonych hodowli, bo jest to w ich interesie. Ma to uzasadnienie także we wspomnianym przez Pana rachunku ekonomicznym. Nie ma tu rozbieżności. Rolnictwo hołduje jednak biblijnej zasadzie „czyńcie sobie ziemię poddaną” – zwierzęta mają służyć człowiekowi. Nie znaczy to jednak, że należy się nad nimi znęcać – takie podejście należy piętnować. I właśnie to robią hodowcy. Dla rolników, a są nimi także hodowcy zwierząt futerkowych, ta zasada jest oczywista.
Jak podejść do takiego wyboru – humanitarne podejście do zwierząt kontra silna branża, a co za tym idzie, niemałe wpływy do budżetu, ale także zatrudnienie dla dziesiątek tysięcy Polaków?
Jedno nie wyklucza drugiego. Hodowcy właśnie dzięki temu, że dbają o swoje zwierzęta, mogą zapewnić pracę tysiącom naszych rodaków. To dzięki tej szczególnej dbałości o dobrostan zwierząt, o której mówiłem wcześniej, wpływy do budżetu są tak ogromne. A prawda jest taka, że jeśli wprowadzimy zakaz – to w Chinach czy na Ukrainie nikt nie będzie się przejmował dobrem tych zwierząt. I wtedy Otwarte Klatki, Viva czy wreszcie Krzysztof Czabański będą mieć na rękach krew tych norek, hodowanych w skandalicznych warunkach. Przypomnę – branża futrzarska to 4 proc. wartości eksportu artykułów rolno-spożywczych. To głównie dzięki profesjonalizmowi ta branża osiągnęła tak wielki sukces nie tylko w Europie, ale na świecie. Jakością produkcji deklasujemy wszystkich.
Koniecznie trzeba zapytać też o pewne tło polityczne. Autorzy projekty chwalą się, że mają wsparcie ze strony swojego lidera – prezesa Jarosława Kaczyńskiego – znanego ze swojego umiłowania do zwierząt. Gdy projekt ma wsparcie polityka nr 1, to czy opór wobec zapisu o zakazie hodowli zwierząt futerkowych będzie utrudniony?
Jestem wręcz przekonany, że prezes Jarosław Kaczyński został wprowadzony w błąd, a co najmniej nie w pełni poinformowany przez Krzysztofa Czabańskiego. Projekt został skonstruowany na tyle sprytnie, że pod płaszczykiem kilku rozwiązań, które niewątpliwie są słuszne, wprowadza również te szkodliwe, niszczące polskie rolnictwo i polską gospodarkę. I myślę, że tak właśnie zostało to przedstawione prezesowi Kaczyńskiemu, który jest znany ze swojej sympatii to zwierząt. Nazwałbym to nawet swoistą grą na emocjach prezesa, którą zafundowali mu jego najbliżsi współpracownicy.
Z całą pewnością Jarosław Kaczyński, który swoimi dotychczasowymi działaniami dał się poznać jako mąż stanu i państwowiec, nie poparłby rozwiązania, które wyraźnie godzi w nasz interes narodowy, a cieszy lobbystów zagranicznych spółek. To prezes Kaczyński jest współautorem pomysłów repolonizacji banków czy mediów, a także podźwignięcia z kolan polskiego przemysłu. Nie mam wątpliwości, że sam nie chciałby z własnej woli oddać tak ważnej gałęzi przemysłu Niemcom czy Duńczykom.
Rozmawiał Adam Kacprzak
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Czy dochodzi w tej sprawie do pomieszania dwóch różnych, nazwijmy to, wartości? Ekolodzy i obrońcy zwierząt mówią głównie o pewnych wartościach humanitarnych, z kolei branża chroni się argumentami ekonomicznymi. Da się to pogodzić?
To oczywiste. Nie mówiłbym jednak o humanitaryzmie w kontekście zwierząt. Ta narracja, narzucona przez tak zwanych ekologów, jest niebezpieczna, choć zdążyła się zakorzenić w świadomości wielu, zbyt wielu ludzi. Nie popełniajmy błędów Niemiec, gdzie po latach obudzono się w sytuacji, w której Zieloni, dbający o zwierzęta, jednocześnie walczą o legalizację pedofilii. Ja mówię o właściwym, dobrym traktowaniu zwierząt. Paradoksalnie cele ekologów i hodowców są tu w wielu punktach styczne, choć sami ekolodzy nie chcą tego widzieć. Rolnikom także zależy na właściwym poziomie prowadzonych hodowli, bo jest to w ich interesie. Ma to uzasadnienie także we wspomnianym przez Pana rachunku ekonomicznym. Nie ma tu rozbieżności. Rolnictwo hołduje jednak biblijnej zasadzie „czyńcie sobie ziemię poddaną” – zwierzęta mają służyć człowiekowi. Nie znaczy to jednak, że należy się nad nimi znęcać – takie podejście należy piętnować. I właśnie to robią hodowcy. Dla rolników, a są nimi także hodowcy zwierząt futerkowych, ta zasada jest oczywista.
Jak podejść do takiego wyboru – humanitarne podejście do zwierząt kontra silna branża, a co za tym idzie, niemałe wpływy do budżetu, ale także zatrudnienie dla dziesiątek tysięcy Polaków?
Jedno nie wyklucza drugiego. Hodowcy właśnie dzięki temu, że dbają o swoje zwierzęta, mogą zapewnić pracę tysiącom naszych rodaków. To dzięki tej szczególnej dbałości o dobrostan zwierząt, o której mówiłem wcześniej, wpływy do budżetu są tak ogromne. A prawda jest taka, że jeśli wprowadzimy zakaz – to w Chinach czy na Ukrainie nikt nie będzie się przejmował dobrem tych zwierząt. I wtedy Otwarte Klatki, Viva czy wreszcie Krzysztof Czabański będą mieć na rękach krew tych norek, hodowanych w skandalicznych warunkach. Przypomnę – branża futrzarska to 4 proc. wartości eksportu artykułów rolno-spożywczych. To głównie dzięki profesjonalizmowi ta branża osiągnęła tak wielki sukces nie tylko w Europie, ale na świecie. Jakością produkcji deklasujemy wszystkich.
Koniecznie trzeba zapytać też o pewne tło polityczne. Autorzy projekty chwalą się, że mają wsparcie ze strony swojego lidera – prezesa Jarosława Kaczyńskiego – znanego ze swojego umiłowania do zwierząt. Gdy projekt ma wsparcie polityka nr 1, to czy opór wobec zapisu o zakazie hodowli zwierząt futerkowych będzie utrudniony?
Jestem wręcz przekonany, że prezes Jarosław Kaczyński został wprowadzony w błąd, a co najmniej nie w pełni poinformowany przez Krzysztofa Czabańskiego. Projekt został skonstruowany na tyle sprytnie, że pod płaszczykiem kilku rozwiązań, które niewątpliwie są słuszne, wprowadza również te szkodliwe, niszczące polskie rolnictwo i polską gospodarkę. I myślę, że tak właśnie zostało to przedstawione prezesowi Kaczyńskiemu, który jest znany ze swojej sympatii to zwierząt. Nazwałbym to nawet swoistą grą na emocjach prezesa, którą zafundowali mu jego najbliżsi współpracownicy.
Z całą pewnością Jarosław Kaczyński, który swoimi dotychczasowymi działaniami dał się poznać jako mąż stanu i państwowiec, nie poparłby rozwiązania, które wyraźnie godzi w nasz interes narodowy, a cieszy lobbystów zagranicznych spółek. To prezes Kaczyński jest współautorem pomysłów repolonizacji banków czy mediów, a także podźwignięcia z kolan polskiego przemysłu. Nie mam wątpliwości, że sam nie chciałby z własnej woli oddać tak ważnej gałęzi przemysłu Niemcom czy Duńczykom.
Rozmawiał Adam Kacprzak
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/366538-nasz-wywiad-jacek-podgorski-dyrektor-igr-zakaz-hodowli-zwierzat-futerkowych-to-rozwiazanie-ktore-wyraznie-godzi-w-nasz-interes-narodowy?strona=2