Mieszkania, poprawa stanu służby zdrowia, przywileje socjalne... Zostawcie to!

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. freeimages.com
Fot. freeimages.com

Nie wiem dlaczego, ale przy okazji każdej kampanii prezydenckiej czy parlamentarnej kandydaci wszelkich partii próbują mnie na siłę uszczęśliwić. I to w różnych obszarach życia…

A to dowiaduję się, że rząd będzie budował mieszkania, a przyszły prezydent dołoży do tego rękę (zupełnie jakby budownictwo było konstytucyjną prerogatywą głowy państwa), a to że będzie więcej żłobków i przedszkoli, a to znowuż, że będzie więcej lub mniej (niepotrzebne skreślić) lekcji religii w szkołach, a to że wzrośnie jakość usług medycznych realizowanych z tzw. publicznej kasy czy wreszcie, że będę partycypował w jakimś zbiorowym szczęściu, które jest utożsamiane przez klasę polityczną z systemem świadczeń socjalnych.

Oczywiście nic z tych obietnic nigdy nie wychodzi, bo zwycięzcy nie mają nawet zamiaru realizować swoich postulatów, a poza tym wszystko i tak pochłania państwowy Lewiatan. Przyjmijmy jednak, że ekipa rządząca (bez względu na barwy polityczne) przystępuje do realizacji swoich haseł i za pomocą systemowych narzędzi tworzy nam państwo „spokoju i dobrobytu”. Państwo chce budować mieszkania, rozwijać państwową służbę zdrowia i system ubezpieczeń, ingerować w system nauczania (co wiązałoby się z jego modyfikacjami co 4 lata…). Do wszystkich działań potrzebuje dodatkowych urzędników (a w efekcie środków na ten cel), którzy zajęliby się nadzorem, kontrolą i wreszcie realizacją wspomnianych działań.

Warto jednak pamiętać, że państwo nie zarabia przecież na siebie – środki pochodzą z tzw. publicznych środków, czyli mówiąc wprost – pieniędzy podatników. W efekcie to rzekomi beneficjenci szczodrobliwości państwa są sponsorami dobrobytu, jakie zapewnia państwo. Tyle że o cyrkulacji znacznej części pieniędzy na potrzeby szarego Kowalskiego decyduje urzędnik, a nie Kowalski. Czy nie prościej, wygodniej i taniej byłoby, aby to podatnik w większym zakresie decydował o wydawanych przez siebie pieniądza?

Jako obywatel nie chcę, by polski rząd zajmował się siłowym uszczęśliwianiem mnie pakietami socjalnymi. Chcę, żeby dał mi więcej swobody, abym sam mógł zdecydować, jakie dobra sobie ufunduję. Dziwi mnie, że w Polsce, w której tylko przez krótki okres można było zaznać wolności gospodarczej, politycy dalej przyciągają elektorat socjalnymi mrzonkami.

Ludzie zapatrzeni w dobrobyt rozwiniętych państw chcą osiągnąć ten sam efekt, ale bez pokonania drogi, jaką przeszły te kraje - drogi ciężkiej pracy bez fiskalnego zamordyzmu znaczonej kroplami potu, a nie przelanej krwi. Niestety martyrologia nie zbuduje nam dobrobytu.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych