Mocna i ważna homilia biskupa Libery w obronie krzyża: "Jaki kolejny Wielki Brat zaczyna usadawiać się u nas, w nas?"

Fot. Diecezja Płock
Fot. Diecezja Płock

Homilia Biskupa Płockiego Piotra Libery wygłoszona 11 listopada w bazylice katedralnej w Płocku. Podajemy skrót za Portalplock.pl:

 

Chętnie mówi się w tych dniach o kryzysie Kościoła, o tym, że jest on rzekomo największym przegranym tegorocznych wyborów. Ale to nie Kościół, którego nawet „bramy piekieł nie przemogą”, jest przegrany! On pochyla się dzisiaj z bólem nad Polską i pyta:

Ojczyzno Umiłowana, co z Tobą się dzieje kilka miesięcy po beatyfikacji Jana Pawła II, któremu tyle obietnic jak córka ojcu składałaś w tamte dni? Czemu ci, których już biblijna Księga Mądrości tak dosadnie nazywa, zaczynają nadawać główny ton rozmowie o Tobie, wracając do wyświechtanych haseł o zdejmowaniu krzyży, o związkach partnerskich, o potrzebie zmiany prawa aborcyjnego, o rzekomym niepłaceniu podatków przez księży (przypomnę, że księża płacą zarówno podatek na państwo, jak i podatki wewnątrzkościelne), o konieczności usunięcia lekcji religii ze szkół?

Czy nie słyszeliśmy już kiedyś tych haseł? Tylko że wtedy był u nas system totalitarny, narzucony przez Wielkiego Brata ze wschodu! Co więc dzieje się dzisiaj? Jaki kolejny Wielki Brat zaczyna usadawiać się u nas, w nas? I czy to nie na tym podłożu rodzą się takie zachowania, jak te przebranego za księdza młodego płocczanina, który zadaje na Tumskiej obsceniczne pytania przechodniom, filmuje te sceny i publikuje w lokalnej Telewizji Internetowej? Co na ten temat żona tego człowieka, której przyrzekał miłość i uczciwość w płockiej farze? Co na ten temat on sam? Ktoś powie:

nie róbmy mu reklamy, machnijmy ręką, to zwykła zabawa....

Czy jednak ten ślub kościelny i związana z nim przysięga były też jedynie zabawą, spektaklem?

Czy nie ma żadnej granicy, której przekroczenie kończy się nie tylko samowykluczeniem z Kościoła, ale i z grona ludzi honoru? Czy znieważenie sutanny nie jest czymś analogicznym do znieważenia żołnierskiego munduru? Czy sutanna Księdza Skorupki spod Ossowa, zakrwawiona sutanna Jana Pawła II, sutanna Księdza Jerzego wydobyta z nurtów Wisły nie ma już żadnego głębszego znaczenia?

Czy w Polsce 2011 roku wszystkie wartości, symbole, autorytety wolno ośmieszyć, a ośmieszenie to uznawać za show, happening, reklamę? A może takie zachowania i przyzwolenie na nie stanowi część jakiejś większej całości, skoro z naszego rynku zaczynają znikać ostatnie niezależne wobec dominującego nurtu liberalnego gazety, programy telewizyjne i tygodniki? A może to wszystko wpisuje się w jakiś świadomie tworzony program dla Polski? No, bo to tak dobrze ośmieszyć, ukazać moralną słabość kraju, z którego pochodził „największy wróg” dla wielu środowisk niewiary – Błogosławiony Papież Jan Paweł Wielki? No, bo to tak wygodnie uderzyć w kraj, z którego według objawień św. Siostry Faustyny ma wyjść iskra, która przygotuje świat na ostateczne przyjście Jezusa Chrystusa!

Tak, wiem - to są mocne słowa w ustach dobrodusznego, zazwyczaj uśmiechniętego biskupa Piotra. Chcę jednak, żeby właśnie dzisiaj, 11 listopada 2011 roku, wybrzmiały one na Tumskim Wzgórzu w Płocku, jednej z najstarszych stolic naszej Ojczyzny! I żeby zostały wysłuchane!

Wierzcie mi, Kochani nie uprawiam czarnowidztwa ani „strategii podejrzeń”. Oto prosty dowód: kto z nas tak naprawdę zna historię sejmowego krzyża??

Ale nie tę tak chętnie opowiadaną przez główne media: o potykającym się i spadającym z krzesła pośle
AWS podczas wieszania tego krzyża. Żeby ją dobrze zrozumieć, cofnijmy się wpierw nie do tamtej nocy z października 1997 roku, ale do pierwszej połowy XVII wieku, a więc do czasów, kiedy to (podam tylko kilka przykładów): odbywała się kanonizacja św. Kazimierza - syna króla Kazimierza Jagiellończyka; kiedy to jeden ze świetnych rodów Rzeczpospolitej rozpoczynał budowę wymownej Kalwarii, nazwanej od imienia tego rodu Zebrzydowską; kiedy to, a dokładnie 4 lipca 1610 roku, wojska hetmana polnego Stanisława Żółkiewskiego odnosiły wielkie zwycięstwo nad wielokrotnie liczniejszą armią moskiewską pod Kłuszynem; kiedy Rzeczpospolita zdobywała w 1611 roku Smoleńsk i zwyciężała w 1621 roku pod Chocimiem; kiedy w Toruniu miało miejsce Colloquium charitativum – rozmowa miłości z reformatorami - wyjątkowy w całej Europie przykład tolerancji i woli dialogu. Marszałkiem sejmu i wielkim kanclerzem Rzeczpospolitej był wtedy światły doradca królewski Jerzy Ossoliński. Towarzyszył on księciu Władysławowi, późniejszemu królowi, w wyprawie moskiewskiej; w 1633 r. odbył słynny wjazd do Rzymu dla podkreślenia związków Rzeczpospolitej, a szczególnie nowo wybranego króla Władysława IV ze Stolicą Apostolską; w roku 1645 zaś przewodniczył wspomnianemu Colloquium charitativum. Dodam, że znał także Mazowsze – często je przemierzał. W swojej młodości kilka lat pobierał nauki w sławnym kolegium jezuickim w naszym Pułtusku, a w owym poselstwie do Wiecznego Miasta miał kilku rycerzy i kanoników płockich.

To właśnie kanclerz Ossoliński, w tymże roku 1645, ze znakomitego złoża dębu i hebanu ufundował ołtarz Kaplicy Cudownego Obrazu Matki Boskiej na Jasnej Górze. Na tym ołtarzu ojciec Augustyn Kordecki będzie potem sprawował Najświętszą Ofiarę, gdy Jasną Górę będą oblegać Szwedzi. Przy hebanowym ołtarzu Ossolińskiego będzie biło serce narodu, gdy Polska na 150 lat zostanie zmazana z mapy Europy przez zaborców. Przy tym ołtarzu, olśniewającym majestatyczną urodą, przez długie wieki będą się modlić tłumy pielgrzymów. Tutaj będzie klękał marszałek Józef Piłsudski i generał Józef Haller. Tu w macierzyńską niewolę Maryi będą oddawali naród prymasowie Hlond i Wyszyński. Tu swoje pielgrzymie kroki będzie kierował Błogosławiony Papież Jan Paweł Wielki.

Nie zapominajmy - do dziś ten właśnie ołtarz – ołtarz fundacji marszałka Sejmu i kanclerza wielkiego koronnego Jerzego Ossolińskiego zdobi kaplicę jasnogórską. Podczas niedawnej jego renowacji konserwatorzy wymienili fragmenty starego hebanu. Omodlone przez Papieża, królów, hetmanów, wodzów, marszałków i tłumy pielgrzymów drewno zostało jednak zachowane.

Gdy nieco później grupa posłów zwróciła się do przeora paulinów z prośbą o ofiarowanie krzyża do sali plenarnej Sejmu, tak by krzyż ten mógł tam powrócić po przeszło półwieczu nieobecności, podjęto decyzję, że do jego wykonania zostanie użyte to właśnie drewno - heban z ołtarza Kaplicy Cudownego Obrazu. Dalej wszystko toczy się już szybko: 18 października 1997 r. delegacja parlamentu odbiera krzyż z rąk ojców paulinów. Senator Ligia Urniaż-Grabowska, współpracująca w stanie wojennym z Prymasowskim Komitetem Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom, lekarka opiekująca się Barbarą Sadowską po zabójstwie jej syna Grzegorza Przemyka, obserwatorka z ramienia Episkopatu Polski podczas procesu zabójców księdza Jerzego Popiełuszki w Toruniu, przywozi krzyż z Jasnej Góry do klasztoru sióstr sakramentek na Nowym Mieście – miejsca hekatomby setek warszawiaków w czasie Powstania Warszawskiego. 19 października 1997 roku omodlony przez siostry krzyż, pani Marianna Popiełuszko, podczas rocznicowej Mszy Świętej za Ojczyznę, kładzie na płycie grobu syna męczennika, a po Mszy przekazuje z powrotem do rąk senator Urniaż-Grabowskiej. Ta przewozi go na Wiejską i 20 października, około godziny 1.00, po krótkiej modlitwie, zostaje zawieszony w Sali plenarnej Sejmu.

Oto opowieść o sejmowym krzyżu – pełna szlachetnych ludzi, dat i czynów. Wspomniałem już, jak najczęściej ją przedstawiano. Wiemy też dobrze, jak się ją chce teraz przedstawiać - jako powód strasznych cierpień rzekomo oświeconej, rzekomo całkowicie neutralnej, rzekomo prześladowanej przez klerykalną, ciemną i mesjanistyczną większość - niewierzącej mniejszości w naszym kraju. Czy jednak narracja, którą przedstawiłem, nie jest bliższa naszej polskiej historii i polskiej tożsamości? Wystarczy tylko zapytać się, gdzie była ta biedna, nieszczęśliwa mniejszość, gdy jeszcze 25 lat temu nie tylko nie wolno było wieszać krzyża w miejscach publicznych, ale praktykujący chrześcijanin nie mógł być ani oficerem w wojsku towarzysza generała Jaruzelskiego, ani pracownikiem administracji? Gdzie była, gdy tzw. „nieznani sprawcy” bili wspomnianą senator Ligię Urniaż-Grabowską, gdy potem zatrzymywali ją wraz z córką i internowali w Darłówku?

Pragnę – Umiłowani – żeby to wszystko wybrzmiało dzisiaj na Tumskim Wzgórzu w Płocku i żeby zostało usłyszane i wysłuchane, bo w gruncie rzeczy w całym tym sporze chodzi o to, na czym budujemy dzisiaj nasze niepodległe państwo.

Preambuła Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej stwierdza:

W trosce o byt i przyszłość naszej Ojczyzny, odzyskawszy w 1989 roku możliwość suwerennego i demokratycznego stanowienia o Jej losie, my, Naród Polski - wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł, równi w prawach i w powinnościach wobec dobra wspólnego - Polski, wdzięczni naszym przodkom za ich pracę, za walkę o niepodległość okupioną ogromnymi ofiarami, za kulturę zakorzenioną w chrześcijańskim dziedzictwie Narodu i ogólnoludzkich wartościach, nawiązując do najlepszych tradycji Pierwszej i Drugiej Rzeczypospolitej, [....] ustanawiamy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej[...].

Czy ci, którzy chcieliby dzisiaj zdejmować krzyż lub obok niego wieszać w sejmie symbole innych religii czy ideologii, zdają sobie sprawę, że występują przeciwko porządkowi konstytucyjnemu Rzeczpospolitej??!!

Przecież źródłem zasad zawartych w uroczystej Preambule do niej jest „kultura zakorzeniona w chrześcijańskim dziedzictwie narodu i wartościach ogólnoludzkich”, które w naszym kraju właśnie krzyż, a nie półksiężyc, nie gwiazda Dawida, nie masońska kielnia, nie młot i sierp, wyraża!

Wiemy dobrze, jak bardzo dba się o rozdział sfery religijnej i sfery państwowej w Stanach Zjednoczonych. Ale właśnie w USA, w tych dniach, Izba Reprezentantów uchwaliła rezolucję, która ma promować jako jedyne oficjalne motto Ameryki: „In God We Trust” – „W Bogu pokładamy nadzieję”. Decyzję o uznaniu słów „In God We Trust" za oficjalne motto Stanów Zjednoczonych podjął prezydent Eisenhower w 1956 roku, w okresie tzw. zimnej wojny. Był to w tamtych czasach sposób na pokazanie zasadniczej różnicy w podejściu do historii, do życia, do wartości między wolnym światem a ZSRR, nazwanym później przez prezydenta Regana „imperium zła”. Czy inaczej było w naszych polskich dziejach, gdy broniliśmy krzyża? W Polsce nowa „ideologia zła” zaczyna dzisiaj przyjmować postać walki z rzekomym katolickim fundamentalizmem. Przedstawiciele tego nurtu „z troską pochylają się” nad komunistycznymi oprawcami, szpiegami z lat PRL-u i tajnymi współpracownikami ówczesnego reżimu. Gotowi są wybaczać im bez najmniejszego aktu skruchy i zadośćuczynienia z tamtej strony, dawać im wysokie emerytury i odznaczenia. Zarazem zrobią wszystko, by zapominać pełne chwały dni naszej Ojczyzny, jak choćby te, które przed chwilą opowiedziałem; by rozmywać moralne i chrześcijańskie źródła „pierwszej Solidarności”, „skreślać” z pamięci jej prawdziwych bohaterów. Przywdziewają przy tym maskę ironii i zabawy, często, niestety, pociągającą sporą część młodzieży. W ten sposób na aksjologicznej pustce postpeerlowskiego nihilizmu z jednej strony oraz bezideowego cynizmu z drugiej  powstaje bezbożna plazma - produkt taktyki, opartej na profanacji i kpinie ze świętości.

Czuwajcie... czuwajmy...! Bo w gruncie rzeczy – powtarzam raz jeszcze - w tych zmaganiach chodzi o właściwe miejsce dla wartości, na których można kształtować państwo; którymi trzeba kierować się w służbie temu państwu, w służbie chorym i słabym, w służbie porządkowi Rzeczpospolitej w policji i w wojsku; w których można wychowywać dzieci i młodzież w rodzinie i w szkole.
Czuwajcie zatem, czuwajmy... Amen.


Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.